wtorek, 28 czerwca 2011

słowa performatywne!





Radość to nie jest infantylna emocja,
która zagłusza powagę chwili,
głębię wzruszenia
i kłóci się z
intelektualną analizą świat.

Jeśli jest prawdziwa i głęboka,
to po prostu przekracza umysł
pozwala zawiesić przyzwyczajenia,
myślenie o tym, co wypada,
co myślą ludzie i
jak zachować się należy.
Tak było!

JEDNO!

Kochani!
Jesteśmy już małżeństwem!

Bardzo dziękujemy za waszą obecność!
To było coś!








nie umiemy na razie lepiej wyrazić
tego
co się wydarzyło
jak się czujemy
i czym był dla nas ten dzień!
Zapraszamy dziś, we wtorek
na
poślubny piknik!
Nad Wisłę!

środa, 22 czerwca 2011

25 czerwca...

... jest rocznica śmierci Michaela Jacksona!

...no i nasz ślub!!!

Jeśli zdecydujecie się świętować to drugie to
pamiętajcie, że do Lasu Bielańskiego dojechać można samochodem
(wtedy duży i wygodny parking UKSW czeka)
lub komunikacją miejską.
Od metra Wawrzyszew idzie się pół godziny.
Od przystanku autobusowego - około 20 minut.
Polecamy także dojazd rowerem - ścieżka rowerowa nad Wisłą jest
bajeczna:)


wtorek, 21 czerwca 2011

25 czerwca...

... musicie być uśmiechnięci!
musicie porozmawiać z każdym gościem.
Pamiętajcie, żeby czuć się swobodnie!
I dowcipnie odpowiadać,
z uprzejmością konwersować!
Dorota! Nie przydepnij sukienki!
Paweł - nie zgub kwiatków z butonierki!

A tak naprawdę...
...musimy być!
I to zamierzamy zrobić.
Nigdy jeszcze nie byliśmy na własnym ślubie!
Ani na własnym weselu!
Nigdy nie mieliśmy tylu spojrzeń
zawieszonych na sobie!

Nigdy nie przyjmowaliśmy tylu życzeń!
Więc nie wiemy, jak będzie!

I jesteśmy bardzo podekscytowani:)


Jedno wiemy, jedno jest pewne!
Będziemy my, Bóg i
dużo bardzo różnych
ale bardzo
bliskich nam osób!

I to wystarczy!
Nic więcej nie musimy!

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Trójkąty.

Wierzymy, że nam się uda.
Że podobnie jak w najbliższą sobotę i za trzydzieści lat będziemy wciąż, z równym entuzjazmem mówić sobie TAK!
Że powódź i burza, choć na pewno nas nie ominą, nie zdołają zniszczyć tego, co właśnie zaczynamy konstruować..
Skąd ta wiara?
Raczej nie z tego, co widzimy wokół siebie.
Zupełnie z innego powodu.


Wierzymy w trójkąty.
W nierozerwalność potrójnych sznurów.
W fundamenty, które pozwalają budować na trwałe.
W ogród, który zawsze będzie jak świeżo zroszony.

O tym wszystkim - już w najbliższą sobotę, 25 czerwca, w kościele w środku Bielańskiego Lasu.
W samo południe czyli - jakby ktoś nie wiedział - o dwunastej:)

niedziela, 19 czerwca 2011

kawalerskie obchody, czyli faceci rządzą również!

wieczór kawalerski - czy może się odbyć bez striptizerek i morza alkoholu?
Jak może wtedy wyglądać?

Wiatr omiata twarz, wzburzona fala na jeziorze. Ślepy Joe za sterem wskazuje kierunek. Łajba targana falami i pokusami, często w ostrych przechyłach, ale płynie konsekwentnie do przodu. Kawaler się nie ugina i nie boi się fal. Nagle wielka ciemna chmura ponad wodami. I zaraz potem ulewa totatalna, bieląca pole widzenia. Biała ściana pochłonęła kawalerów. I przeszła. Rytuał przejścia się odbył. Przy współpracy z wypożyczlanią łódek oraz kimś, kto sprowadził deszcz (to się nazywa organizacja!).

Tak, w pewnym przybliżeniu, wygląda wieczór kawalerski.

Były też małe samochodziki (a jakże), no i ognisko aż po świt. W niesamowitym miejscu miasta - na jego granicy blisko wody (i stadionu narodowego).

Wspaniały czas oderwania - niezbędny do tego, by móc przejść do dni ostatnich, kluczowych i tak oczekiwanych.

piątek, 17 czerwca 2011

Terror Życzliwych Pytań

Jak idą przygotowania?
Czy wszystko już macie?
Samochód, sukienka, obrączki, balony w kształcie gołębi i zamówioną dobrą pogodę?
Pytania nasączone niewątpliwą chęcią podtrzymania na duchu i wsparcia. I ciekawością oczywiście!

Zadawane nam na każdym kroku wywołują przedślubną aurę,
którą my – niebawem nowożeńcy – mamy dystrybuować po równo i z cierpliwością.
Miłe są dla nas te rozmowy, choć przy piątej serii pytań danego dnia czasem wymiękamy.
Luz i beztroska zaczynają pomału ciążyć, nasz brak stresu wydaje się podejrzany,
bo przecież skoro wszyscy pytają, to na pewno nie może być tak gładko.
O ile pierwszej osobie odpowiadamy, że dobrze,
przy trzeciej już jakoś się krygujemy i niepewnie dodajemy, że powoli, ale do przodu.
Przy szóstym zapytaniu zaczynamy mamrotać niewyraźnie, że właściwie na pewno jeszcze wiele nam brakuje, a przy dziesiątym mamy ochotę uciec wrzasnąwszy wcześniej, że nic nie gotowe i niczego jeszcze nie ma...
Po chwili jednak dociera do nas, że naszym rozmówcom nie chodzi wcale o merytoryczną odpowiedź, ale o zagajenie, które w przypadku naszej sytuacji życiowej jest nader oczywiste tematycznie.

Jeśli jednak kogoś naprawdę nasza przedślubna logistyka interesuje, to odpowiadamy: DAJEMY RADĘ:)
Choć oczywiście jeśli ktoś ma ochotę pomóc - chętnie przyjmiemy oferty!

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Rządzą Babeczki!!! czyli o Radziejowicach, które pod wpływem żywiołu panieńskiego stały się Rzymem:)

Serwety w serca, striptizer w torcie,
tort w kształcie penisa
- być może pierwsze skojarzenia z
hasłem wieczór panieński
sprawiają, że raczej nie ma się na niego ochoty.
(oczywiście – co kto lubi)
albo, że niewiele się z niego chce
pamiętać.

A jednak może być zupełnie inaczej.
Gdy przyjaciółki, koleżanki,
bliskie Pannie Młodej kobiety  kumulują swoją energię,
by ją rozbawić, zadziwić, wprawić w osłupienie,spełnić jej marzenia, ugościć – wtedy może się zdarzyć coś, co nawet animatorce kultury mowę odbierze.
Długo by opowiadać – wieczór zaczął się tak naprawdę w piątkowy poranek i trwał do poranka sobotniego.
Najpierw niesamowite zadania w centrum Warszawy!
Czy można komuś zaaranżować dwie godziny zupełnie wolnego czasu w środku Lasu Bielańskiego?
Jak nakłonić Pannę Młodą, by robiła sobie zdjęcia z nieznajomymi na ulicy w dodatku pozując z fioletowymi narzędziami kuchennymi?
Czy szmatkę do naczyń można zamienić w notatnik do złotych rad dla przyszłej żony, zbieranych od przechodniów?
Przyjaciółki to potrafią!
A potem, w Radziejowicach, po podróży wypełnionej zbieraniem historii miłosnych od podróżnych w pociągu (kolejne zadanie tym razem sprawdzające umiejętności i wrażliwość etnograficzną przyszłej małżonki Pawła) – prawdziwy włoski szał!!!
Trójkolorowe jedzenie, bieg po polach z zasłoniętymi oczami, ogromna mapa Rzymu, historie, wspomnienia, Rzymskie Wakacje w wersji dla Państwa Ogrodzkich, sadzenie drzewa, tańce, ognisko i ludowe pieśni… Nie sposób opowiedzieć.
Poziom oszołomienia sięgnął zenitu. Może na tym właśnie polega faza przejścia ku nowemu.
Na zawrocie głowy, który wyrywa Cię z jednej tożsamości i kieruje ku następnej.
Na unoszeniu się w chmurze niezwykłości podtrzymywanej wsparciem życzliwych osób i społeczną siłą afirmacji.
Bez penisowych tortów, striptizerów, różowych uszu, limuzyn. Ale za to z odbierającym zdolność logicznego mówienia (i chyba też pisania) wzruszeniem i wdzięcznością! Dziękuje!!!

środa, 8 czerwca 2011

Oto ono!

Większość papierowych zaproszeń jest już u adresatów.
Przez ostatnie półtora miesiąca przekonywaliśmy się,
że warto było poszukać adekwatnej dla naszych gustów i adekwatnej dla naszego ślubu
formy.
Formy graficznej.
Teraz prezentujemy jej wersję elektroniczną!






































W jej odnalezieniu pomógł nam Michał - nasz drogi kolega,
wielce utalentowany grafik!
Zapraszamy
do jego portfolio: www.behance.net/miszkur/frame
Bez niego, jak i bez wielu osób,
które już teraz nas wspierają,
inspirują,
pomagają
byłoby inaczej.
Dużo mniej fajnie,
dużo mniej wartościowo.
Jeśli ślub jest sprawą społeczną to właśnie dlatego!
Zapraszamy do Lasu Bielańskiego!
Już niedługo.

środa, 1 czerwca 2011

No i stało się

Pierwsze poważne kroki postawione.
Machiny instytucji puszczone w ruch.
Koniec odroczenia. Pierwsze potwierdzenia na kartkach.
Wpisywane w rubryki. Składane podpisy i urzędowe opłaty.

Tożsamość i myślenie o sobie samym (samej) się zmienia.
Wobec urzędów. Okej. Wobec innych. Owszem. Ale - wobec siebie! Taaak!!!
Wybór nazwiska, wybór nazwy. Niby formalność a jednak niezupełnie. Budowanie podstaw trwa!
(dobre, choć niekoniecznie w każdym momencie przyjemne:)


wtorek, 31 maja 2011

Strategia Kolportażu!

Zaproszenia od dawna w ruchu!
Wszystko zaczęło się od chęci by nie było złoceń, zawijasów i kokardek.
Potem były dyskusje o kolorach,
próby złożenia kartki  a4 na cztery,
wybieranie czcionki, 
anielska cierpliwość naszego Grafika-Geniusza (o nim w następnym odcinku:)
i nasze, coraz to nowe, pomysły.
Wszystko po to, by już na kilka tygodni przed ślubem
naszych bliskich zaciekawić, zachęcić
i najszczerzej jak umiemy zapewnić, że ich obecność, będzie dla nas istotna.
Pakowanie do kopert samo w sobie może wydawać się nudne.
A jednak, gdy potem przy ich otwieraniu pojawiają się łzy wzruszenia,
znaki zapytania i okrzyki zachwyconego zdziwienia wśród Naszych Gości
przyzwyczajonych do różyczek, serduszek i złoconych czcionek
- czujemy, że było warto!
Nawet jeśli nasze zdolności logistyczne oraz znajomość Warszawy zostają wystawione na próbę
możemy powiedzieć, że dajemy radę.
Zostaliśmy ekspertami od kolportażu 
i teraz czekamy na oferty pracy w branży akwizytorskiej;)

sobota, 21 maja 2011

urząd cywilnego odroczenia

Dziś w pewnym malowniczo położonym urzędzie
miała zapaść klamka.
Jednak, z powodu roztargnienia i nierozgarnięcia państwa młodych,
które możnaby nazwać
celowym przeoczeniem
(w pewnych momentach jedni przeoczają bardziej, w pewnych inni)
wyrok został
odroczony.

Także przez jakiś czas jeszcze sprawa nazwisk nie
przypieczętowana.
Okres przejściowy wciąż trwa...

sobota, 7 maja 2011

POCHWAŁA ROWERU!

Czymże byłyby ślubne przygotowania bez niego…

Męczącą koniecznością tkwienia w korkach, gdy trzeba pobrać akt chrztu na drugim końcu Warszawy…

Nużącym patrzeniem przez przybrudzoną szybę autobusu wiozącego nas w kierunku urzędu stanu cywilnego.

Prawdziwą udręką własnoręcznego przenoszenia paczki ze świeżo wydrukowanymi zaproszeniami.

Kolejnymi kilogramami nabieranymi przy każdej rodzinno-zaproszeniowej wizycie… Ciężko by było!

A z nim? Jest zupełnie inaczej!
Nieważne są rozkłady jazdy, zieleń Warszawy jakby zieleńsza, wszystko szybciej, przyjemniej, intensywniej.
Wtedy, gdy nie ma dość czasu na zatrzymanie, na to, by pobyć samej lub samemu lub we dwójkę, on właśnie okazuje się prawdziwym sojusznikiem.
Nie straszne mu szlabany i remonty ulic. 
Nie ogranicza rzeczywistości ramą okna lub ścianami tunelu metra – tu widzieć możesz to, co chcesz i tak daleko, jak jesteś w stanie odwrócić głowę.
Pozwala przeskakiwać z porządku w porządek: z chodnika, na ścieżkę w środku parku; z ulicy na plac.
Nie mieści się w tym, co piesze i tym, co zmotoryzowane – jest pomiędzy, zaś jego dewizą jest niezależność i  potrzeba bycia w ruchu. 
Wyprowadza bajecznie ukwieconymi i zadrzewionymi szlakami nad Wisłę, 
odrywa, choć na kilka minut od wiru pracy, rozmów, spotkań – pozwala pomyśleć i doświadczyć miasta inaczej!
To on – prawdziwy, jedyny w swoim rodzaju wehikuł Dobrego-Przedślubnego-Nastroju, który dostarczy energii w chwilach zmęczenia, ochlapie rześką bryzą z kałuży w momencie uśpienia, bezpiecznie dowiezie do domu, gdy nocny autobus właśnie odjechał a następnego ranka ma się próbny makijaż!

Rower!Niezastąpiony!
Specjalnie dla naszych rowerów, ze względu na ich wielkie zasługi i pomoc w naszych przygotowaniach, dedykujemy utwór:



niedziela, 1 maja 2011

MISJA: transmisja.

Jesteśmy zawiedzeni.
Tytuł NAJBARDZIEJ OCZEKIWANEGO ŚLUBU ROKU został już przyznany...
I to jednogłośnie.
W piątek około południa
telefony zamilkły,
facebookowe tablice zaroiły się od zaangażowanych komentarzy
i nawet pani w banku zerkając ukradkiem na ekran telewizora (wystawionego chyba specjalnie na ów dzień)  nie umiała sensownie odpowiedzieć na pytanie o lokatę..

Niby daleko do tej Anglii,
niby nikogo nie obchodzi Jakiś-Tam-Następca-Tronu...

A jednak: śledzenie każdego ruchu,
niezliczone komentarze wokół kreacji, fryzur i zachowań
nie tylko państwa młodych
ale i rozlicznych książąt, księżniczek, dyplomatów, amabasadorów, panien dworu,
królewskich błaznów i innych ludzi wielkiego świata okazały się godną i obfita pożywką dla medialnych rekinów.

Dzieci i gimnazjaliści wpatrzeni na lekcjach angielskiego w ekrany łączące Polskę z Buckingham wzbogacają zasób słów "transmisyjnych", niedawno poznanych, takich jak "szczątki", "kondukt" i "transport zwłok"  o kolejne "najdroższa suknia roku", "diadem", "czytanie z ruchu warg".

Niech śledzą, niech wpatrują się w te ruchy!
Każde dziecko pragnie mieć teraz figurki Kate i Williama w domu.
Barbie i Ken niech się schowają pod szafę!

Kolejna transmisja przed nami. Na dyżurnym placu Warszawy już czekają telebimy.
Bez nich ani rusz.
Jeśli coś nas, Polaków ma zjednoczyć to przecież  telebim.
Jeśli coś ma przykuć uwagę - to właśnie wielki ekran.
Wreszcie - jeśli coś ma być ważne, prawomocne i skuteczne - musi być transmitowane.
Cóż - chyba musimy się zastanowić.... Do czerwca jeszcze trochę czasu...

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Zaproszenia

Zaproszenia. Zapraszanie.
Właśnie zaczęliśmy :)
Ale po co?
Po co jeździć po całej rodzinie, znajomych z zaproszeniami?
No właśnie – to ceremonialne certolenie, taki zwyczaj przedślubny…

Pewnie czasami bywa to zwyczaj trudny w realizacji – czy to z powodu zbyt złożonej logistyki, czy żywionej niechęci do spotkań towarzysko-rodzinnych.
Niemniej dla nas jest to ważny moment. Odkrywania. Przychodzimy do naszych cioć, do których wcześniej przychodziliśmy tyle razy.
Ale pierwszy raz razem.
Nowa perspektywa.
Tak. Te wizyty to nie tylko niezapomniane przeżycie i radość z reakcji na nasze zaproszenia. To również świeże spojrzenie na ludzi niby-od-lat-znajomych. I  coś nowego w relacjach z nimi.
Dobrze, że jesteście. O :)

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Pozwólcie, że Wam przedstawimy...

... kogoś, kto już przed ślubem powiedział nam TAK:)
Panie i Panowie!
Oto Nasz Drogi Świadek: Pan Michał!



Niektórzy twierdzą, że on i Paweł są bliźniakami!
Inni skłonni są raczej uważać, że umawiają się po prostu,
co do kupna takich samych bluz, koszulek i kurtek i to dlatego potem wyglądają tak podobnie!
Niezaprzeczalnie wspólna jest pasja do fotografii!
Cieszymy się, Michał, że będziesz z nami, za nami i obok nas 25 czerwca!

piątek, 1 kwietnia 2011

Jaki jest nasz kurs?

Ten, który obieramy na nasze najbliższe miesiące,
na pewno różni się od tego, na którym byliśmy w zeszły weekend…
Bo chcemy by nasz życiowy kurs, był dobrze wyznaczony, odważny, pełen marzeń i radości.
Zabrzmiało patetycznie.
Z kursami narzeczeńskimi różnie bywa.
Czasem można się zmęczyć, zniechęcić, zirytować.
Ważne, żeby nie dać się zabić.
Nie daliśmy.

Cieszymy się, bo tym bardziej widzimy sens naszych własnych przygotowań, w których szukamy siebie nawzajem, prawdy i luzu.
Zadajemy ważne pytania sobie, przyjaciołom, Bogu.
Uczymy się śmiać z siebie samych i siebie nawzajem!
I… cieszymy się życiem i tym, co nas czeka za niecałe trzy miesiące!
Wierzymy, że 25 czerwca atmosfera będzie lepsza niż w czasie nauk przedślubnych, na których, jak się okazuje, nawet energia dwustu młodych ludzi może zostać skutecznie zgaszona!
Chcemy, żeby to był czas radości, świętowania, bycia razem, cieszenia się tym, jak niesamowite jest życie we dwoje!

wtorek, 15 marca 2011

Ślubne słow(n)iki

Wraz z rozwojem przedślubnych spraw
i
poznawaniem rzeczywistości przedmałżeńskich formalności
procedur oraz ceremoniałów
nasz słownik poszerza się i wzbogaca o
elementy, których istnienia
nawet się nie spodziewaliśmy.
Chcecie poddać się małej leksykalnej próbie?

Plastron, proksenia, substytucja, ortognatyzm, kuria, kuriozalny, kurort, kuratela,
Licencja, linoleum, ecru, ekran, pufa,
Szyfon, syfon, bandeau,
Konkordancja, konkordat, kontrafałda

Wybierz słowa, które NIE łączą się ze ślubem i weselem
Oczywiście można swe typy uzasadniać!


sobota, 5 marca 2011

Z okazji dnia kobiet. Dla przyjaciółek.

A Pan Młody...

właśnie co z Panem Młodym?
Kupił garnitur w 3 godziny, nie musiał wysłuchiwać rad, debatować, przekonywać siebie i innych. Czyżby więc przygotowania ślubne były dla niego arcy-bez-zagwozdkowe i mega-proste?

No właśnie − przyjaciółki. Nie jego, ale panny młodej oczywiście.
Cała armia. Do ślubu (tylko!!) ma czas.
Kurczący się dramatycznie, oj, na to by wszystkie przyjaciółki obłaskawić.
Kochane dziewczyny, kochające pannę młodą miłością dozgonną. “Niech no się jej coś stanie!”
Czas dla pana młodego, by podjąć wyzwanie. Stanąć do boju, by zostać zaakceptowanym.
Jak, jak, ale jak? − gorączkowo się pytam.




Cały urok osobisty, lata doświadczeń socjalizacyjnych, najwyższy poziom kultury względem płci pięknej − wszystko to jest niezbędne, by zyskać sobie ich, choćby pobłażliwą, akceptację.
Może więc kwiaty, kawy, prezenciki na dzień kobiet, miłe słówka. Oczywiście czułe traktowanie ukochanej. Może to nakłoni ich arcy-wymagające i czujne serca..?
Nie.
Nie?
Nie, bo takie rzeczy to tylko w komedii romantycznej.

A nasza ślubna rzeczywistość − choć czasem może zdradza podobieństwa filmowe, to aż tak filmowa nie jest. A przyjaciółki, że są kochane to wiadomo. Tak, to wyraźnie odczuwalna prawda ;)

sobota, 19 lutego 2011

Wybierająca Panna Młoda...

... jest nieznośna.
Nic nie spełnia jej oczekiwań.
Grymasi i lamentuje
nad własną niedopasowaną do kroju sukien figurą.
Każda falbana zdradza jakiś mankament.
Żaden gorset nie jest dla niej wystarczająco ciasny,
by ukryć fałdy i wybrzuszenia.
Życie z wybierającą panną młodą jest ciężkie.
Potrafi wybuchnąć płaczem w dowolnym momencie,
zadręcza wszystkich opowieściami o cekinach
i wymaga od biednego narzeczonego,
aby wiedział jaki kolor kryje się pod nazwą
ekri...

Z Dorotą na szczęście tak źle nie było.
Choć niektóre objawy się jakby sprawdziły...
Nie mniej jednak odyseja po sklepach i salonach
dostarczyła wiele frajdy
i raczej zbyt dużego niż małego wyboru.


















Sytuacja prawdziwie teatralna, możliwość stania się rosyjską baletnicą, lub nimfiastą rybą to niemal fajniejsze niż sama konieczność decyzji.
Równie fajne dialogi i podsłuchane komentarze ze ślubnosalonowej garderoby.

- Dla pani proponuję takie falbany - pani taka młodziutka, trzeba to nieco zamaskować...
- Tu wyjątkowo długi tren, krzyk mody, jeśli mało gości tańczy na weselu to takim trenem można zatuszować, że jest pusty parkiet.
- Ta sukienka przypomina model, jaki w 1995 roku miała na sobie Księżna Diana. oczywiście to nie znaczy, że jak ją pani założy to skończy pani podobnie.
- Suknia z odpinanym dołem - idealna, na ślub w stylu królewskim, na noc poślubną - w pielęgniarskim.

Przedarłszy się przez rady, żurnale i własne niezdecydowanie, udało się:
suknia jest! Jaka? Faaaaaajna!
A Paweł? Paweł wybrał i kupił garnitur łącznie w jakieś... 3 godziny;)

poniedziałek, 14 lutego 2011

tydzień temu: Rodzice-Konfrontacja.

Paweł: Dwie osoby. I dwa światy. Z dwóch domów, dwóch mikro-światów. Nadchodzi moment połączenia. Synteza dwóch zupełnie różnych atomów. Ważniejsze od pytania “Co wyjdzie jako efekt tej syntezy?” jest pytanie “Jak ona przebiega?”.
Jest procesem - który można pozostawić samemu sobie. Jak sól rozpuszczana w wodzie (i na przykład tylko mieszać). Ale - można tez starać się świadomie angażować w przebieg reakcji. Być świadomymi chemii i zapanować nad chemią. Albo nie całkiem chcieć nad nią panować;)

Połączenie dwóch światów - przyszłego męża i żony - to również poznanie się ich rodziców. Kurtuazja i ciepłe słowa powoli, poprzez zdziwienie, emocjonalne pobudzenie, zaangażowanie w szczęście swoich dzieci, przekuwające się w zupełnie nową relację. Trójstronną.
Tworzy się nowy układ, nowe zależności pomiędzy jego elementami. Tka się tkanka społeczna. A dla nas diametralnie zmienia się rzeczywistość.
Kto inny dowodzi, kto inny jest najważniejszą relacją. Stajemy się równoprawnymi partnerami wobec naszych rodziców, bo sami wchodzimy w relację analogiczną do tej, w jakiej oni funkcjonują od dawna.





Dorota: Czy spotkania rodzinne muszą być męczarnią a sztywne konwenanse koniecznie zabierać radość z bliskich relacji?
Wydaje się, że niezależnie od naszych wcześniejszych wyobrażeń, niechęci do przesiadywania przy stole i rodzinnych ceremoniałów, obaw podsycanych pikantnymi opowieściami znajomych o scysjach z rodzicami w trakcie przygotowań ślubnych i popularności dowcipów o teściowej… MOŻE BYĆ INACZEJ.
Było inaczej!
Ku zdziwieniu i pewnej konsternacji naszych rodziców nie w gościnie u jednych lub drugich lecz w miłej włoskiej knajpce – doszło do pierwszego spotkania.
Jesteśmy mile zaskoczeni wzajemną otwartością, zaufaniem i sympatią. Poznajemy naszych rodziców od innej strony i z pobłażliwym zadowoleniem łowimy ich rozanielone spojrzenia zawieszone na nas.
Uczymy się tego, że warto mieć dobre oczekiwania i że różne przedślubne okoliczności mogą być dla nas miłą niespodzianką, błogosławieństwem i okazją do przezywania ważnych rzeczy i budowania głębokich relacji.
Nie obyło się bez wspominania, perorowania, ochów i achów ale taki już urok naszych rodziców! Cieszymy się, że jesteście!

czwartek, 3 lutego 2011

Newsy Początku Lutego!

Koniec stycznia.
Rozjechaliśmy się: Dorota do Szwecji a Paweł do Łodzi!
Każde z nas przywiozło garść inspiracji, odkryć i nowości.
Jedną z nich, przywiezioną ze Szwecji jest to, że...
Mamy Wspaniałą Świadkową!



Początki przyjaźni nie były najłatwiejsze. Ale teraz - jest naprawdę pięknie:)
A przecież - jak prawi wieszcz - nie liczy się to jak się zaczyna a to, jak się kończy. Najlepsze jeszcze przed nami!
Dziękujemy Ola, że z nami będziesz 25 czerwca 2011!

poniedziałek, 24 stycznia 2011

kierunek: Italia!


Język, w którym po raz pierwszy porozmawialiśmy;)
Kraj, w którym wiele się dla nas zaczęło.
Miasta, w których nawet mury i napisy na nich jakoś przyjaźniejsze!
Tam będziemy... Już w lipcu!

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Targi ślubne

Weszliśmy do jaskini lwa!
Od wejścia zostajemy oblepieni, zarzuceni i nakarmieni ulotkami.
Ślubno-weselna machina wśród  różowo-plastikowych falban zapewnia, że potrzebujemy właśnie jej usług i produktów, aby być szczęśliwi w Tym-Najważniejszym-Dniu.
Konsultant ślubny  udzieli porady jak sprawić, by znajomi skręcili się z zazdrości.
Czekoladki w jedwabnych woreczkach - niezbędne, by podziękować gościom - zostaną zaprojektowane specjalnie dla nas. Możemy mieć słodkości ze swoimi podobiznami, z wygrawerowanymi imionami, a nawet - czekoladki w kształcie nas samych. Takie ślubne czekoladowe mikołaje;)
Robimy wesele? Nie może się obyć bez cekinów na obrusie i plastikowych rur-wazonów ze sztucznymi rybami i wodorostami.
Nowa Droga Życia usłana jest świecącym dywanem, obsypana konfetti, które wpada do uszu, gardła, nosa i powoduje odruch wymiotny. Po Nowej Drodze Życia trzeba poruszać się jak modelka - z wypiętymi biodrami, uszminkowanym, sztucznym uśmiechem i krokiem na widok którego boli kręgosłup.
Mami nas nierzeczywistość gotowych rozwiązań, spełnionych mrzonek, obiadów zastaw-się-a-postaw-się.

Pomimo wysiłków nie możemy odszukać stoiska, na którym oferują Wierność-Gdy-Będzie-Ciężko, Wzajemne Zrozumienie, Dojrzałość-w-Relacji, Dystans-do-Siebie-Połączony-z-Umiejętnoscią-Słuchania.
No jasne - tego raczej tu nie zamówimy. Na targach ślubnych nikt takimi głupotami i niepotrzebnymi dodatkami się nie zajmuje. Tu chodzi o poważne sprawy: falbany, pióra, wydłużane rzęsy, limuzynę nie krótszą niż 5 metrów. I o poczucie wyjątkowości oraz oryginalności, które tak bardzo odróżnią ten dzień od innych.
A co, jeśli my wcale nie chcemy, by on się różnił? Trochę nam niezręcznie, że jesteśmy zadowoleni ze swojego życia i z tych miejsc, do których chodzimy na codzień, z tych ludzi, których mamy zazwyczaj blisko siebie i z tego braku wystarczająco długich rzęs oraz wystarczająco długich samochodów?


Chcemy powiedzieć sobie tak wtedy, gdy wiemy, że można powiedzieć nie.
A na targach i tak powiedzieliśmy tak na jednym ze stoisk. Ale o tym dowiecie się później:)

środa, 12 stycznia 2011

sobota, 8 stycznia 2011

Jest coś Na-rzeczy



Czy to było w Święta? Nie.
Czy to było w Sylwestra? Nie.
Czy było zimno? Tak.
Czy powiedziała tak? Tak!


28 grudnia 2010