A Pan Młody...
właśnie co z Panem Młodym?
Kupił garnitur w 3 godziny, nie musiał wysłuchiwać rad, debatować, przekonywać siebie i innych. Czyżby więc przygotowania ślubne były dla niego arcy-bez-zagwozdkowe i mega-proste?
No właśnie − przyjaciółki. Nie jego, ale panny młodej oczywiście.
Cała armia. Do ślubu (tylko!!) ma czas.
Kurczący się dramatycznie, oj, na to by wszystkie przyjaciółki obłaskawić.
Kochane dziewczyny, kochające pannę młodą miłością dozgonną. “Niech no się jej coś stanie!”
Czas dla pana młodego, by podjąć wyzwanie. Stanąć do boju, by zostać zaakceptowanym.
Jak, jak, ale jak? − gorączkowo się pytam.
Cały urok osobisty, lata doświadczeń socjalizacyjnych, najwyższy poziom kultury względem płci pięknej − wszystko to jest niezbędne, by zyskać sobie ich, choćby pobłażliwą, akceptację.
Może więc kwiaty, kawy, prezenciki na dzień kobiet, miłe słówka. Oczywiście czułe traktowanie ukochanej. Może to nakłoni ich arcy-wymagające i czujne serca..?
Nie.
Nie?
Nie, bo takie rzeczy to tylko w komedii romantycznej.
A nasza ślubna rzeczywistość − choć czasem może zdradza podobieństwa filmowe, to aż tak filmowa nie jest. A przyjaciółki, że są kochane to wiadomo. Tak, to wyraźnie odczuwalna prawda ;)
Paweł, nie powinieneś pić, jak masz zamiar zacząć pisać... strasznie niespójny tekst, rozumiem, ze z głębi serca, ale nie trzyma się kupy, bo strasznie gubisz logikę.
OdpowiedzUsuńwięcej socjologicznej klarowności :P
A mi się nie wydaje, żeby był niespójny. Przeciwnie - bardzo fajnie płynie i błyskotliwie uderza w sedno. Zresztą ja się poczuwam do adresatek:) Co do socjologicznego klimatu to w takim razie ja jestem za tym, by od niego odchodzić. Przynajmniej w takim "klarownym" wydaniu. Precz z socjologią, która pozbawia wywód emocji i usuwa doświadczenie na bok. Inna rzecz, że tekst jest kwestią gustu (więc może się podobać lub nie) a komentatorów uprasza się o to, by byli mniej autorytarni w wygłaszaniu swoich opinii!
OdpowiedzUsuńo kurcze. dyskusja nawet się zaczyna;)
OdpowiedzUsuńno no...
@ Aga - A ja się nie zgodzę. Gust w ocenie tekstu jest gdzieś dopiero na końcu (pewnie tak w okolicach długości). Po pierwsze: poprawność językowa ("język giętki powiedział, co pomyśli głowa"); po drugie: poprawność stylistyczna (poprawność, a nie odbiór konkretnej stylistyki); po trzecie wreszcie: wartość merytoryczna (oby jak najwyższa) czyli sens wypowiedzi.
OdpowiedzUsuńJa mimo najszczerszych chęci i dużej wyrozumiałości/sympatii nie jestem w stanie zrozumieć jaki logiczny związek kazał Pawłowi (bo rozumiem, że to on jest ojcem ww. tekstu) zestawić ze sobą następujące zdania:
"A nasza ślubna rzeczywistość − choć czasem może zdradza podobieństwa filmowe, to aż tak filmowa nie jest. A przyjaciółki, że są kochane."
Ponadto nic nie stoi na przeszkodzie, by tekst miał jasny przekaz, a przy tym skrzył się od emocji.
Dokładnie! Paweł mnie zna dobrze i wie, że ja go bardzo lubię i że nie mam nic złego na myśli :)
OdpowiedzUsuńI zgadzam się, Maćku, z Tobą - jestem pewna że można połączyć logikę i emocje.
Pawełku, czekam na dalsze teksty, bo zanim się spotkamy to miną wieki, więc to jedyny sposób by się dowiedzieć co i jak u was.
e tam. mnie się podoba. tekst fajny, klimatyczny.
OdpowiedzUsuńczepiać się błędów w takim impresyjnym poście to jak szukać ich w poezji. dziwne te komentarze i nie bardzo wiem, czemu służą.
a co do tekstów to czekam na kolejne:))
oj tam, oj tam. nam potrzebne są wszelkie komentarze - nawet jak się nie zgadzamy do końca z ich treścią, nawet jeśli są złośliwe. niech będą! cieszymy się, że się interesujecie naszym blogiem.
OdpowiedzUsuńjedna zasadą, którą proponuję: chill out:)
podpisuje sie pod powyzszym!:) hihi, a komentarze sa pożądane wszelakie. Konfrontacja jest dobra, bo rodzi owoce. Zrozumienie, ale i niezrozumienie - nad ktorym trzeba sie uczyc przechodzić do porządku.
OdpowiedzUsuńMaryś, a propo jezyka jakim mozna pisac. Impresyjnie. Obrazowo. Czytam teraz Herthy Muller "Lis już wtedy był myśliwym", książkę którą dostałem od Was, w czasie świąt rok temu, wyciagnałem z koszyka książek prezentowych!:) I jezyk Herthy. Oj, ale tam błędów roztomańtych (jak to moj dziadek mówił).
Wlasnie - Marysiu, a idea Twojej mamy - świątecznego kosza ksiazek goscinno-prezentowych jest wspaniała! Zaszczepimy ją i u nas w domu!
a dziś ważna idea się narodziła, jeśli chodzi o przyjaciółkowe fanaberie:) dziewczyny! trzymajcie kciuki za nasze mieszkanie, bo... leżaki czekają!
OdpowiedzUsuńCieszę się - kosz jest tsrasznie fajny! bardzo lubie ten pomysł :)
OdpowiedzUsuńja, nawet jak bym chciała, i tak nie przekonam Cie Pawełku do pisania wstrętnym naukowym bełkotem. I przecież tego nie chcę, bo sama go nie lubię. Chodzi mi o to, bym mogła zrozumieć co chcesz powiedzieć. Bo jak przestaję, to mnie to niepokoi. i Pamietaj, jak piszesz, o takich małych jeżykach (jak nas kiedyś nazwałeś)którzy nie studiują kulturoznawstwa i nie wszystko rozumieją!
a ja chciałam tylko dodać, że bardzo podoba mi się dobór zdjęcia do tematu :) (p.s. czy mi się wydaje, czy to Doti jest jego autorką?)
OdpowiedzUsuń